Przed Wami nowa kolekcja Yankee Candle, Out of Africa, jest naprawdę udana, dlatego z wielką przyjemnością zapraszam dzisiaj na pierwszą odsłonę afrykańskiej odysei. Zacznę od...
Zacznę od Kilimanjaro Stars, a tu na dole macie moi Drodzy pełny skład tanzańskiej drużyny Kilimanjaro Stars.
Jak widzicie na załączonym obrazku, nie ma żartów z tym zapachem, mocna to, męska rzecz. Chwilowo podziękujemy jednak piłkarzom, może kiedyś będziemy mogli ich podziwiać, jak zetrą się z naszymi dzielnymi Orłami znad Wisły, ale tego nie jestem pewna, futbol nigdy specjalnie mnie nie interesował. W każdym razie, nasza opowieść będzie o samej górze Kilimandżaro, dachu Afryki, górze duchów, górze karawanie. A jest naprawdę o czym opowiadać. Ten ogromny masyw składa się z trzech wulkanicznych szczytów i mierzy ok. 5,800 metrów n.p.m. Góra ta owiana jest licznymi legendami i była/jest obiektem kultu rdzennej ludności. Wygląda tak:
Kilimandżaro, link do fot. TU |
Jeszcze raz Kilimandżaro, fot. TU |
Trzecia odsłona TU |
Przyznajcie, że wygląda imponująco. Wybrałam dla Was jedną z legend związaną z Kilimandżaro. Opowiada ona o władcy Meneliku I, synu Salomona (tak, Tego Salomona) i królowej Saby. Ponoć wracając ze zwycięskich podbojów, jego droga do domu wiodła właśnie przez górę Kilimandżaro. Niestety dokonał żywota na jednym ze szczytów Kilimandżaro- Kibo. Legenda głosi, że ten, który znajdzie jego ciało i założy na palec jego pierścień, posiądzie mądrość Salomona i dzielność Menelika (źródło TU). Jeżeli przypadkiem nie możecie wyrwać się z domu na poszukiwania, na pocieszenie krótka recenzja wosku Yankee. Jak pachnie? Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie? Będzie dużo mięty podkręconej paczulą. Świetny jest ten wosk, ma znakomitą moc rażenia i trochę mroczny charakter. Taki chłodny wieczór, po upalnym dniu. No, ale sława Kilimandżaro zobowiązuje. W końcu zainspirowała ona samego E. Hemingway'a, który napisał słynne opowiadanie Śniegi Kilimandżaro (na jego podstawie powstał film, na dole plakacik).
No i akcja słynnej produkcji Disney'a, Król Lew też rozgrywa się w scenerii Kilimandżaro.
Tak na zakończenie, jedno mnie tylko zastanawia, jak to możliwe, że producent zaliczył ten zapach do kategorii jedzeniowej? Jeżeli Kilimanjaro Stars ma być serwowane jako posiłek, to chyba na sabacie czarownic, albo na sympozjum dla elfów. Chociaż, z drugiej strony, Kilimanjaro Stars nasyciło mój zmysł powonienia, wiec już się nie czepiam.
A klimat sabatu czarownic świetnie oddał F. Goya, proszę zerknijcie na reprodukcję:
F.Goya |
A to sprawca całego zamieszania, magiczny wosk Kilimanjaro Stars:
Masz fantazję:) Od nowej kolekcji Yankee Candle, przez drużynę piłkarską po Króla Lwa:))) Dobre! Dzięki tym skojarzeniom na pewno zapamiętam Kilimanjaro Stars:)))
OdpowiedzUsuńProszę bardzo:)
Usuńjeszcze nie miałam żadnego wosku, ale skusiłabym się na jakiś :)
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja.:)
UsuńJeszcze nie miałam wosków YC - jestem ich strasznie ciekawa :)
OdpowiedzUsuńkoniecznie muszę zapoznać sie z tymi nowymi woskami!
OdpowiedzUsuńJedzeniowe Kilimandżaro, hehe ;)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz to to widzę :)
OdpowiedzUsuńkurczę, tyle razy oglądałam Króla Lwa nie mając pojęcia, że bajka rozgrywka się w scenerii Kilimandżaro
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńŚwietny musi być ten wosk! <3
OdpowiedzUsuńKlikniesz w kliki w nowym poście będę wdzięczna ;*
Kuszą mnie te woski :P Ciekawa legenda i muszę dodać, ze świetnie się czyta Twoje posty :D
OdpowiedzUsuńNo z jedzeniem to raczej się nie kojarzy
OdpowiedzUsuńFaktycznie na długie zimowe wieczory, jak znalazł !
Myślę, że w lecie też byłby dobry:)
UsuńSuper recenzja a woski yc od dawna mnie kuszą :-) Pozdrawiam @):-
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie i to bardzo. Mam nadzieję, że uda mi się nabyć te ''jedzeniowe Kilimandżaro'' :)))))
OdpowiedzUsuńCzas ruszyć na łowy!:D
OdpowiedzUsuńHaha, ,,mocna, męska rzecz"! Cudownie to opisałaś :D
OdpowiedzUsuńO bardzo ciekawie przedstawione .
OdpowiedzUsuńKilimanjaro Stars.:D
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze wosków tej firmy, muszę się na nie skusić
OdpowiedzUsuńJesteś boska w swych postach <3 Król lew :D :D
OdpowiedzUsuńkuszące te nowe zapachy :)
OdpowiedzUsuńMuszę się zapoznać z nimi i zrobić sobie Afrykę w domu :)
OdpowiedzUsuńKilimandżaro - moje niespełnione marzenie... A byłam o krok... :) Króla Lwa uwielbiam, znam na pamięć, obłędnie fałszując mogę nawet zaśpiewać wszystkie piosenki ze ścieżki dźwiękowej:).
OdpowiedzUsuńWiesz - masz nadzwyczajny dar pisania. Uwielbiam te Twoje opowieści piórem malowne!
Tak zobaczyć K.-marzenie:)
UsuńDziesięć lat temu szykowałam się do wyprawy. Niestety - życie miało na mnie inny pomysł.
UsuńWosku nie znam, ale kusisz, oj kusisz :D ...
OdpowiedzUsuń"Śniegi Kilimandżaro" bardzo mile wspominam. Bardzo, bardzo lubię Pana Ernesta (może z wyjątkiem "Starego człowieka...", ale to nowelka, a krótkie formy literackie nigdy do mnie nie przemawiały). Film też kiedyś oglądałam i powiem szczerze, że chętnie bym go sobie powtórzyła. Stare produkcje mają w sobie jakiś niepowtarzalny urok :)
A "Króla Lwa" wręcz uwielbiam - oglądałam go chyba z 10 razy i przy najbliższej sposobności znowu obejrzę :)
Ja Króla Lwa też chyba 10 razy obejrzałam:) Klasyka:)
UsuńJestem naprawdę zaintrygowana tym zapachem :P
OdpowiedzUsuńMam wosk z YC i jestem bardzo zadowolona;))
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu kupić jakiś wosk, jestem ich bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńHaha świetnie łączysz różne fakty :D
OdpowiedzUsuńWosk zapach nadal ma dla nas tajemniczy, trzeba samemu go wypróbować :)
Takiego opisu jeszcze nigdzie nie widziałam :)
OdpowiedzUsuńŚniegi Kilimandżaro chętni przeczytam, zainteresowałaś. Co do wosku, to leży u mnie w szufladzie i czeka na odpowiednią porę. Pani w sklepie mówiła, że jej pachnie jak Midsummer's Night, za którym nie przepadam i mam ogromną nadzieję, że jednak to dwa różne zapachy. Z tej kolekcji za to urzekły mnie Serengeti Sunset i Egyptian Musk - oba na zimno piękne! :D Liczę, że będę zachwycona po wrzuceniu do kominka.
OdpowiedzUsuńEgyptian tez skradł moje serce:)
UsuńOj po takiej recenzji to po prostu muszę kupić ten wosk :)
OdpowiedzUsuńMam wszystkie woski, ale jeszcze żadnego nie próbowałam :) na sucho wygrywają u mnie Sunstet i Orchid :)
OdpowiedzUsuńponiuchać można:D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKochane, podzielcie się receptą skąd wy bierzecie tyle komentarzy na blogu? :D
OdpowiedzUsuńNowości są i u mnie, nawet podwojne bo wczoraj na odchodne dostałam prezent od szefowej z pięknie zapakowanymi woskami Q3 :)
Egyptian Musk i Seregente Sunset moje naj! W sumie to Orchid też niczego sobie :D
Haha, producenci często źle przydzielają zapachy do danej kategorii, eh -.-
mi przeszedł bom na yc :P
OdpowiedzUsuńkocham YC, muszę mieć tę kolekcję! :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Twoje posty o woskach :) Tyle sie dowiduje !!! A woski na same kolory juz bym kupiła":)
OdpowiedzUsuńLudzie, jak Ty to świetnie opisałaś. I wiesz co? Chcę, chcę, chcę!!! Chcę poczuć ten mroczny charakter i chłodny wieczór!
OdpowiedzUsuńKochana miło mi Cię poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award :) Szczegóły u mnie, oczywiście nie ma przymusu, ale jestem ciekawa Twoich odpowiedzi na moje głupie pytania :D
UsuńDla mnie ta kategoria jedzeniowa jest hitem... Cóż mogę wiecej rzec :P
OdpowiedzUsuńPomysł na napisanie takiego posta bardzo dobry. Przekazujesz nam oprócz samych wosków wiele ciekawych informacji:)
OdpowiedzUsuńzapachy kusza ;D
OdpowiedzUsuńG E N I A L N Y post :D
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że to zapach nazywa się Hemingway i trochę się przeraziłam :D Nie wiedziałam, że akcja Króla Lwa toczy się w scenerii Kilimandżaro ;o
OdpowiedzUsuńHaha zapach Hemingway to byloby cos :-)
UsuńTrochę mnie przeraziło i zaczęłam się zastanawiać skąd ktoś wie, jak pachniał Hemingway :D Chociaż z drugiej strony, pewnie byłoby to połączenie zapachu wojny i męstwa :D
UsuńAleż wielowątkowy i pouczający wpis :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem zapachu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Mój blog/ KLIK :))
już sobie wyobrażam te zapachy...
OdpowiedzUsuńNa tym jednym YC przeczytałam zamiast serengeti - spaghetti... i się zdziwiłam, czego to już nie wymyślą haha. :D Niemniej chętnie bym powąchała, oj chętnie!
OdpowiedzUsuńMiętę lubię i zawsze podobało mi się słowo 'paczula'- jakieś takie miękkie i kocie jest :))
OdpowiedzUsuńA Goya jak zwykle przerażający ;)