Habanita, Molinard


Habanita Molinard- chodzą słuchy, że to wiedźma z bagien. Kiedyś wiedźmą można było zostać nazwanym i skazanym, za nic, za trochę, za wiedzę. Właściwie, to już mi stosem pachnie, więc zostawiamy biedne wiedźmy. Zapraszam Was do baru, takiego pod ciemną gwiazdą. W kraju, gdzie temperatura po południu sięga 40 stopni. Lokal to wątpliwy, z rodzaju, zostajesz na własne ryzyko. Dobrze, mijając parę zaparkowanych na podjeździe cadillaców, wchodzimy. Czuć tytoń, dużo tytoniu, klimatyzacja wysiadła, gorąco. Światło rzuca niemrawa żarówka. Cienie przy stolikach grają w karty. Cisza, opary skóry. Czujecie się jak intruz, słusznie, tu bezpiecznie nie jest. Zmierzamy w stronę barowej lady, grzechotnik na podłodze, dobra, śpi, mijamy. I jest i ona. Barmanka. Tak, myślicie- Habanita, nie jeszcze nie. Dziewczyna ładna, nawet bardzo, wyciągnięty T-shirt, sprane dżinsy i bezczelne spojrzenie. Nalewa Ci drinka, do szklanki strzepuje popiół z papierosa, za paskiem colt, bez nabojów, ale o tym przecież nie wiecie. Na jej szyi kropla potu i to ta kropla właśnie jest Habanitą. A co z bagnami? No dobra, a za barem były bagna.

Właściwie, nieczęsto mam ochotę na te perfumy, ale często o nich myślę, może po prostu okazji mi brakuje.

P.S: Opis dotyczy wersji edt, starszej, jaka jest edp? Wyrzućcie colta, grzechotnika i cadillaca.

2 komentarze:

  1. Mi się bardzo podobały - takie mroczne, ale zdecydowanie nie na co dzień :)

    OdpowiedzUsuń