Uroczy tydzień testera Goose Creek





Poniedziałek- wstaję, jadę do pracy, wracam z pracy. Po drodze mandat. Za światła, dobra, za światła, za prędkość i pasy. Dobra, nie ma żadnego mandatu, wątki kryminalne dobrze się sprzedają, to dałam. Jestem w domu, odpalam bergamotkę. Zaraz, zaraz to pachnie jak perfumy tego policjanta, który wpakował mi mandat. A, już się przyznałam, że nie było policjanta. Wracamy do bergamotki. Pachnie podobnie jak imbirowy zmierzch Yankee, tylko zamiast imbiru mamy bergamotkę.

Wtorek- wstaję, jadę do pracy, w przerwie idę do sklepu. Promocja na winogronowy żel pod prysznic. O, jakaś firma egzotyczna. Kupuję, będzie pierwszy post o kosmetykach. Wracam do domu. Idę pod prysznic z nowym żelem. Się wczytuję. Czy parabenów nie ma. Nie ma, to jest ocet winny. Wychodzę. Odpalam eukaliptus z miętą. To nie to. Może ktoś, w końcu zrobi jakąś świeżą, soczystą miętę, kupię. Tej dziękujemy.

Środa- zaspałam do pracy, jadę spóźniona, wyrzucają mnie z pracy. Budzę się, to tylko zły sen. Jadę do pracy, wracam z pracy. Nastawiam garnek z fasolką na obiad. Idę na górę. Odpalam karmelowe jabłko. Mocne, bardzo mocne, odpływam. Słodkie jabłko (karmelu nie czuję), co jeszcze można napisać. Biorę słownik synonimów, żeby recenzję okrasić przymiotnikami. Nie okraszę. Nawet moc jabłka, nie maskuje smrodu spalenizny z dołu. Fasolka, garnek, już w Walhalli. Dom uratowany. Mam trochę żalu do kota, że mnie nie ostrzegł przed pożarem. Przecież zwierzęta wyczuwają takie rzeczy.

Czwartek- wstaję, jadę do pracy. W przerwie supermarket. Idiota. Dostojewskiego. W koszu z książkami po 5 złotych. Boże, barbarzyńcy. Wykupuję wszystkie. Nie, nie wykupuję, mam w domu. Pół roku temu wypożyczyłam. Wracam z domu. Czytam Idiotę. Nie, nie Idiotę. Czytam Kici artykuł o dzielnym kocie z Karoliny Południowej, który ostrzegł właścicieli przed pożarem. Kicia rozumie, obiecuje poprawę. Odpalam dżem truskawkowy. Fasolki nie nastawiam, coś nie ufam tej Kici, a znowu pełen zachwyt. Cudowne konfitury, pomyślę o świecy.

Piątek- wstaję, jadę do pracy, wracam z pracy, po drodze ubezpieczam dom od pożaru. Jestem. W kominku ciasteczko truskawkowe. Słabo pachnie, niemrawy biszkopt. Zaczynamy weekend.

Sobota. Wstaję, nie jadę do pracy, idę znowu spać. Wstaję, kawa, kawa, kawa. Biorę się za malowanie okopconego przez świeczki przedpokoju. Na złoto. Odrobina luksusu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Maluję, maluję…maluję. 2 w nocy. Kończę. Prawie. Pół kubła farby wylewa się na podłogę. No, teraz to jest dopiero na bogato. Ścieram. Jestem padnięta. Nic nie odpalam. Nawet umyć się nie mam siły. Cóż, kto raz, w życiu nie poszedł spać brudny, ten nie żył. Zasypiam w fotelu. 

Niedziela. Wstaję, testuję. Przyprawowy torcik, jest moc, jest cynamon, podoba mi się. Odpalam toddy, Czuję rum, przyprawy, cukier, super. Długo, długo nic. Odpalam paczulę, nie, nie odpalam, tealighty się skończyły. Został supermarket całodobowy (ten od Idioty), jadę. Po drodze stacja benzynowa. Wstępuję, nie ma tealightów. Jadę dalej. Paliwo się skończyło. Stoję na poboczu, wyjmuje przenośny kominek i testuję paczulę. Żart, wyjmuję butelkę, idę po paliwo. Wracam, odpalam auto. Kupuje tealighty, omijam półkę z octem winnym. Wreszcie w domu, z paczulą w tle. Bardzo mi się podoba. Rysuję, dla Was moi drodzy, paczulę, macie na dole, z kolibrem. 

A teraz podzielcie wszystko przez 7. ( Żeby uściślić, to co się tyczy wosków to prawda, polecam testowanie Goose Creek, dużo zabawy przy tym).


Jak w zegarku, od białego: Minted Eucalyptus, Spice Cake, Caramel Applewood, Bergamot Mist, Strawberry Jam, Strawberry Lemonade, małe: Patchouli Leaves, Toasty Hot Toddy 

14 komentarzy:

  1. Hahaha super recenzja :) Niemrawy biszkopt rządzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam wasze posty :D Ja też miałam tydzień z GC, ale z dmuchawcami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OOO i jak, napisz, ciekawa jestem Twojego zdania :)

      Usuń
    2. Wkrótce będzie recenzja dmuchawców, latawców :)

      Usuń
  3. Chętnie bym przetestowała - wszystkie :). Niemniej jednak jak kupuję woski, to z opakowaniem, całe. Zawsze boje się, że zapachy z kostek się wymieszają i stanie się to co kiedyś - wszystko pójdzie do wywalenia i nici z zabawy. Czasami żałuje, że nie produkują do sprzedaży mniejszych ilości. W domu mam cztery sztuki, żadnego z powyższych, ale zachwytu nie ma. Wąchałam jednak paczulę w sklepie i jest piękna! Tak samo miętowy eukaliptus. :) Z kolei polecam White Coral, ale ten w świecy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie, tak sobie myślę, że jeszcze wrócę do Goose Creek, a White Coral jest na mojej liście:) Paczula, rewelacja:) Co do wosków, zapachy, nie przemieszały się, ale wosk lekko poddtopił się, ładnie to nie wyglądało:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz talent do dziennikarstwa :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawią mnie te zapachy ;)

    OdpowiedzUsuń