Dzisiaj o wosku, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Konwalia. Kwiat, który leczy i zabija. Składnik popularnych specyfików nasercowych i trucizna. Roślina sprzeczności- drobne, białe kwiatuszki i mocarny, odurzający zapach. Jaką konwalię proponuje nam Kringle? Uroczą, jak przebywanie z wściekłym rottweilerem w jednym kojcu. Ze wskazaniem, że szybciej dogadałabym się jednak z czworonożnym bratem. Wosk po roztopieniu jest tak mocny, że pierwszy test zakończyłam po 15 minutach. Drugi po godzinie. Podczas trzeciego zamknęłam bestię w łazience i poszłam spać. Rano miałam wrażenie, że zapach wgryzł się w ściany, glazurę, ręczniki. I trwał…trzy dni. Jeszcze nigdy z taką trwałością się nie spotkałam. Konwaliowe graffiti. Dodam jeszcze, że zapach żegluje trochę w stronę mydlanych klimatów i powoduje cudowny ból głowy. I chociaż okręt pod konwaliową banderą utonął, efekt ,,wow” był.
Uwielbiam zapach konwalii ! Zdecydowanie musi się to znaleźć w mojej "secret stash" ;)
OdpowiedzUsuńKonwalia nie jest dla mnie, wolę bardziej wymyślne zapachy rozpieszczona przez Yankee i inne :)
OdpowiedzUsuńAle zgadzam się, ze konwalia od Kringle może być killerem!:D Bestia zamknięta w łazience :P
No ta konwalia nie rozpieszcza :)
Usuń