Goose Creek


Dzisiaj słów parę o Goose Creek. Nowa firma na polskim rynku. No to proszę, odwiedzamy stronę firmową, zakładka ,,About us” i czytamy, co też tam o sobie piszą. A piszą tak:

Melvin Meece zmarł zbyt młodo, by ziścić pragnienie posiadania własnego biznesu. Urzeczywistniło się ono dopiero w osobie jego syna, Chucka. Teraz żyje on życiem, o którym jego ojciec mógł tylko pomarzyć i przekazuje tego ducha swoim dzieciom. Meece wraz z ekipą wysyła tysiące świec Goose Creek do klientów w USA i na świecie ze swojej siedziby leżącej na szczycie jednego z wielu górzystych wzniesień w stanie Kentucky. Chuck już od młodości miał żyłkę do biznesu - zaraz po ukończeniu szkoły średniej zajął się sprzedażą i spędził lata na poszukiwaniach niszy, którą mógłby zagospodarować. Znalazł ją w latach 90-tych, kiedy zaczynał się „boom” na świece zapachowe. Chuck rozpoczął produkcję świec w swoim domu, żeby dorzucić nowy towar do swojego kramu. Nie robił tego sam. Poznał swoją żonę Tamarę w szkole średniej; Tamara dobrze wiedziała, jak bardzo Chuck pragnął pracować u siebie i wspierała go w rozkręcaniu małego biznesu. Pracowali ramię w ramię, by urzeczywistnić swoje marzenia posiadania domu i dzieci. Tamara chciała pracować jako nauczycielka i poszła na studia, by zdobyć dyplom w nauczaniu początkowym. Jednak wygląda na to, że to marzenie Chucka było dominujące – ostatecznie wspólnie z Tamarą zaczęli pracować nad tym, by się ziściło. Kolejne pokolenie biznesmenów z rodziny Meece, synowie Micah i Jordan, mieli już przetarte szlaki. Goose Creek rozpoczęło działalność w 1997. W owym czasie koncentrowało się na ręcznie wyrabianych świecach zapachowych. Firma stopniowo rozwinęła sieć przedstawicielstw handlowych, która obecnie obejmuje wszystkie stany w USA i kilkanaśnie krajów w Europie. Dzisiaj tysiące konsultantów Goose Creek przemierza USA sprzedając i promując świece; wyroby Goose Creek można też dostać u detalistów w USA i Europie.

Ot i cała historia. Przyznacie, że dosyć szczerze wypunktowali, jak to z tym Goose Creekiem było. Dobrze, już bez złośliwostek, popieram przedsiębiorczość. Poza tym, jeżeli zapachy do mnie przemówią, wybaczę im brak wzruszeń przy czytaniu ,,Our Story” ;) Tak na szybko o trzech z nich: Dancing Dandelions, świetna, świetna woda na mój młyn szyderstwa, będzie osobny post (roboczy tytuł: w turkusowej piwnicy Sinobrodego), Southern Gardens- nie podoba mi się, nie podoba mi się, bo będę o niej musiała napisać wiele miłych rzeczy, a to jest o wiele nudniejsze, niż miotanie ogniem krytyki, Georgia Peach, porażka, dla mojego portfela, muszę kupić tego więcej, jest taka pyszna. O brzoskwini też napiszę osobno, tylko doczytam, czym ta Georgia Peach różni się od Niegeorgia Peach. Nawet nie sądziłam, że Goose Creek rzuci mnie w ramiona sadownictwa i uprawy brzoskwini. Jednym słowem w tym tygodniu będzie na blogu bardzo wesoło.




9 komentarzy:

  1. Wszyscy (?) mają Goose Creek, tylko nie ja :( ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie czekam na cztery nowe woski z tej firmy. Szczerze, to nie mam pojęcia czego się spodziewać. Najbardziej ciekawi mnie Vinayard i Bergamot Mist, ale może to dlatego, że podobnych wosków nie ma w polskiej ofercie Yankee ani Village. Ciekawe urozmaicenie. :D Czekam na szczegółową recenzję Dancing Dandelions, bo to jeden z wosków, który zamówiłam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również czekam na Vineyard w świecy, poza tym Burlwood and Oak w wosku :)

      Usuń
    2. Oj będzie o dmuchawcu na pewno, ciekawa jestem jak Tobie zapachnie :) Ale cieszę się bo sprawa z GC jest ,,rozwojowa,, i myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie :)

      Usuń
  3. Właśnie otrzymałam przesyłkę z woskami GC, piękne są :) Dmuchawiec rzeczywiście wyjątkowy ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Świeca z GC godna polecenia? ;) Trochę za mało ich znam by kupić świece tejże firmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapach piękny, taka róża z cukru, rozpala się super ,,do ścianek,,, moc: dla mnie ok, ale killer to nie jest, Jedyny minus to strasznie kopci, może przytnę knoty i będzie lepiej. Ogólnie na plus, a jak opanuję to kopcenie, to w ogóle super :)

      Usuń